Table of Contents

1

Wszedł człowiek w wieku nieokreślonym, o twarzy nieokreślonej, trudno było odgadnąć, ile lat może sobie liczyć, ani był piękny, ani brzydki, nie wysoki, nie niski, ani blondyn, ani brunet. Natura nie wyposażyła go w żaden szczególny, bardziej wyrazisty rys, zły czy dobry. […] Ktoś obcy, widząc go po raz pierwszy, słysząc jego nazwisko - zapomni je natychmiast, zapomni i twarz; nie zwróci uwagi na to, co on powie. Obecność jego nic nie da towarzystwu, tak jak nieobecność niczego nie pozbawi. Umysłowi jego brak dowcipu, oryginalności i innych cech szczególnych tak samo, jak nie posiada ich jego ciało.

Może umiałby przynajmniej opowiedzieć wszystko, co widział i słyszał, żeby choć w ten sposób zainteresować kogoś, nie bywał jednak nigdzie; od chwili gdy urodził się w Petersburgu, nigdzie stąd się nie ruszył, widział więc i słyszał tylko to, o czym wiedzieli inni.

Czy człowiek taki jest wrażliwy? Czy kocha, nienawidzi, czy cierpi? Powinien by, zdaje się, i kochać, i nie kochać, i cierpieć, gdyż jest to właściwe każdemu. Potrafił się jednak tak jakoś urządzić, że kochał wszystkich. Są tacy ludzie, że choćby się nie wiem jak o to starać - nie obudzi się w nich ducha niechęci, zemsty itp. I żeby nie wiem jak ich traktować - zawsze się przymilają. Zresztą trzeba im przyznać, że gdyby nawet ich miłość podzielić na stopnie, nie dochodzi ona nigdy do temperatury wrzenia. I chociaż o ludziach takich mówi się, że kochają wszystkich, są więc dobrzy, w rzeczywistości nie kochają nikogo, a dobrzy są tylko dlatego, że nie są źli.

Gdy da się biednemu jałmużnę w obecności takiego człowieka, i on dorzuci swój grosz, jeśli zaś zwymyśla się, przepędzi czy wyśmieje - on również będzie wymyślał i śmiał się wraz z innymi. Nie można nazwać go bogatym, nie jest bowiem bogaty, raczej biedny, nie powiemy też jednak na pewno, iż jest biedny, zresztą tylko dlatego, ze jest wielu od niego biedniejszych.

[…]

Na twarzy takiego człowieka nigdy nie da się dostrzec śladu troski, marzenia, czegoś, co mogłoby wskazywać, że w tej chwili rozmawia sam ze sobą, nigdy też nie można zauważyć, by cłowiek taki skierował badawcze spojrzenie na jakiś przedmiot, z którym chciałby się zapoznać.

[…]

Nikt chyba, oprócz matki, nie zauważył jego przyjścia na świat, bardzo niewielu ludzi zauważa jego obecność w ciągu życia, lecz z pewnością nikt nie zauważy, gdy zniknie ze świata, nikt nie zapyta o niego, nikt go nie będzie żałował, nikt nawet nie ucieszy się z jego śmierci. Nie ma ani wrogów, ani przyjaciół, ma jednak mnóstwo znajomych. Może dopiero orszak pogrzebowy zwróci na siebie uwagę przechodnia, który uczci tę nieokreśloną postać skłoniwszy się głęboko - szacunek okazany mu po raz pierwszy; może ktoś inny, ciekawy, zabiegnie temu orszakowi drogię, żeby dowiedzieć się nazwiska nieboszczyka, i - zapomni je natychmiast.

(s. 39-41)

2

Ta białość, te oczy, w których jak w morskiej otchłani ciemno i zarazem coś lśni, zapewne dusza.

(s. 232)

3

Mógł spłoszyć uczucie, które puka nieśmiało do młodego, niewinnego serca, siada ostrożnie i lekko jak ptaszek na gałązce; obcy dźwięk, szelest - i uczucie odleci.

(s. 261)

4

- Dlaczego pan jest smutny? - spytała.
- Nie wiem, Olgo Siergiejewno. Zresztą z czego mam się cieszyć? I jak?
- Niech pan pracuje, niech pan przebywa częściej z ludźmi.
- Pracować! Pracować można, gdy jest cel. Jaki ja mam cel? Nie mam żadnego.
- Życie jest celem.
- Gdy się nie wie, po co się żyje to się żyje byle jak, dzień po dniu; człowiek się cieszy, że dzień minął, że nadeszła noc i nudne pytanie, po co się przeżyło ten dzień, po co będzie się żyć jutro, utonie we śnie.
[…]
- Po co się żyje! - powtórzyła. - Czy czyjekolwiek istnienie może być niepotrzebne?
- Może. Na przykład moje - powiedział.
- Pan dotychczas nie wie, jaki jest cel pańskiego życia? - spytała przystając. - Nie wierzę, pan oczernia siebie, nie zasługiwałby pan w takim razie na życie.
- Minąłem już to miejsce, gdzie powinno być życie, i przede mną nie ma już nic.
[…]
- Nie ma nic? - powtórzyła pytająco, lecz żywo, wesoło, ze śmiechem, jakby nie wierząc mu i przewidując, że ma on coś przed sobą.
- Pani się śmieje - mówił dalej - ale tak jest!
[…]
- Dlaczego, dla kogo będę żyć? - mówił idąc za nią - czego szukać, ku czemu skierować myśl, zamiary? Kwiat życia opadł, zostały tylko ciernie.

(s. 271-272)

5

Dość już życia samotnego, ma teraz własny kąt; zadzierzgnął już mocno nić swego życia; znalazł światło i ciepło - jak dobrze z tym żyć!

(s. 410)

6

Chociaż miłość nazywają uczuciem kapryśnym, nieświadomym, rodzącym się jak choroba, jednak ma ona jak i wszystko swe prawa i przyczyny. A jeśli dotychczas prawa te są mało zbadane, dzieje się to dlatego, że człowiek dotknięty miłością nie potrafi badać okiem mędrca, jak zakrada się do duszy wrażenie, jak omotuje ono niby snem uczucia, jak z początku ślepną oczy, od jakiej chwili zaczyna bić mocniej puls, a za nim serce, jak zjawia się któregoś dnia oddanie do grobowej deski, pragnienie poświęcenia się, jak pomału zanika własne “ja” i przechodzi w n i e g o albo w n i ą , jak rozum niezwykle tępieje albo staje się niezwykle wysubtelniony, jak wola oddaje się woli innego, jak chyli się głowa, drżą kolana, zjawiają się łzy, gorączka…