W ogóle ludzie współcześni jesteśmy intelektualnymi karłami w porównaniu z ludźmi żyjącymi w starożytności czy w epoce elżbietańskiej. Jaki wszelako ma to związek z tematem? Lepszy żywy lew aniżeli martwy lew. Czy człowiek ma się powiesić, tylko dlatego że należy do rasy Pigmejów? Czy zamiast tego nie powinien się stać możliwie największym Pigmejem? niech każdy pilnuje swojego nosa i stara się być tym, kim został stworzony. (s. 333)
Dlaczego mamy z takim pośpiechem pędzić ku sukcesowi, czy podejmować takie rozpaczliwe przedsięwzięcia? Jeżeli człowiek nie dotrzymuje kroku swym towarzyszom, może dzieje się tak dlatego, że słyszy dźwięki wybijane przez innego dobosza? Przeto niechaj kroczy w rytm jego bębna, choćby najbardziej miarowy czy daleki. Rzecz nie polega na tym, aby dojrzewać tak szybko jak jabłoń czy dąb. Czy człowiek ma zamienić swoją wiosnę w lato? Jeżeli porządek rzeczy nie dorównuje jeszcze kondycji, do której nas stworzono, jaką rzeczywistością możemy go zastąpić? Nie będziemy rozbitkami próżnej i bezowocnej rzeczywistości. Czy mamy zadać sobie trud i wznieść nad sobą niebo z lazurowego szkła, jeśli wiadomo, że skoro to uczynimy, nadal będziemy wypatrywać prawdziwego eterycznego nieba daleko wyżej, jak gdyby tego szklanego wcale nie było? (s. 333)
Szukający dziury w całym wyraża swe niezadowolenie nawet w raju. Trzeba kochać swoje życie niezależnie od jego nędzy. Nawet w przytułku można przeżyć miłe, wzruszające i wspaniałe godziny. Zachodzące słońce odbija się w oknach przytułku tak samo jasno jak w rezydencji bogacza i śnieg na progu topnieje wiosną tak samo szybko. Wydaje mi się, że spokojna dusza może żyć tam zadowolona i radosna, jak w pałacu. Często mam wrażenie, że biedni w mieście prowadzą najbardziej niezależne życie ze wszystkich ludzi. Może są dostatecznie wielcy, aby bez obawy brać od innych. Większość sądzi, że jest wyższa ponad to, aby utrzymywało ją miasto, ale częściej się zdarza, że nie ma nic przeciwko utrzymywaniu się środkami nieuczciwymi, co wydaje się bardziej haniebne. Kultywujemy ubóstwo podobnie jak zioło hodowane w ogrodzie, jak szałwię. Człowiek nie powinien specjalnie dbać o zdobywanie nowych rzeczy: ani odzieży, ani przyjaciół. Powinien się zwracać ku rzeczom posiadanym, wciąż do nich powracać. Rzeczy się nie zmieniają, to my się zmieniamy. Należy sprzedawać odzież, a zachowywać myśli. Bóg zrozumie, że człowiek nie potrzebuje społeczeństwa. Gdybym całymi dniami musiał niby pająk mieszkać w kącie na strychu, świat byłby dla mnie wciąż tak samo rozległy, pozostawałbym bowiem wśród swoich myśli. Zdaniem pewnego filozofa: “Gdy armię składającą się z trzech dywizji pozbawi się generała, zapanuje w niej nieład; natomiast człowiekowi najwięksi nędznicy i prostacy nie mogą odebrać myśli”. Nie powinno się z taką niecierpliwością poszukiwać dróg rozwoju ani podporządkowywać wielu zniewalającym wpływom - to wszystko powoduje rozproszenie. Pokora, podobnie jak ciemność, odsłania niebiańskie światła. Wokół nas gromadzą się cienie ubóstwa i małoduszności, lecz “oto przed okiem naszym ściele się świat szeroko”. Dobrze byłoby, abyśmy pamiętali, że gdyby nawet obdarzono nas bogactwem Krezusa, zarówno cele nasze, jak i środki powinny pozostać zasadniczo te same. Nadto, jeśli ubóstwo ogranicza działanie człowieka, jeśli na przykład, nie może on kupować książek i gazet, zakres jego doświadczeń i przeżyć zawęża się do tych najbardziej istotnych i żywotnych; zmuszony jest wówczas obcować z materią, która wytwarza najwięcej cukru i skrobi. Życie najbliższe swej istocie smakuje najlepiej. Broni się człowiek przed błahością. Nikt na niższym poziomie nigdy nie traci na skutek wspaniałomyślności na wyższym. Nadmierne bogactwo pozwala kupować jedynie to, co zbyteczne. Potrzeby duchowe zaspokaja się bez pieniędzy. (s. 336)
Rozkoszuję się swoją sytuacją, tym, że nie kroczę w pysznym i paradnym pochodzie, wystawiony na widok publiczny, podążam atoli krok w krok - jeśli wolno - z Budowniczym wszechświata: rozkoszuję się tym, że nie żyję w naszym niespokojnym, nerwowym, rozbieganym, trywialnym dziewiętnastym stuleciu, tylko stoję albo siedzę, rozmyślając, podczas gdy czas sobie przemija. (s. 336 - 337)
Większość z nasz nie wryła się w głąb ziemi nawet na sześć stóp ani nie wykonała skoku na podobną wysokość. Nie wiemy, gdzie pędzimy egzystencję. Nadto prawie połowę naszego czasu twardo przesypiamy. Mimo wszystko jednak uważamy siebie za ludzi mądrych i na zewnątrz trzymamy się ustalonego porządku. Zaiste, głębocy z nas myśliciele i ambitne duchy! Gdy stoję nad owadem, który wędruje między igłami sosny wśród leśnego podszycia, usiłując się skryć przed moim wzrokiem, i pytam sam siebie, dlaczegóż chce pielęgnować swoje skromne myśli i chować przede mną głowę, choć mógłbym może zostać jego dobroczyńcą i podzielić się z gatunkiem owadów jakimiś podnoszącymi na duchu wiadomościami, przypomina mi się większy Dobroczyńca i wyższa Inteligencja, stojąca nade mną, owadem ludzkim. (s. 338 - 339)