Table of Contents

Gospodarka

  1. Jestem wszelako pewien, że na ogół ludzie bardziej usilnie pragną mieć modne albo przynajmniej czyste i nie łatane ubranie aniżeli czyste sumienie. Największą zaś winą człowieka, który nie zacerował dziury, jest brak zapobiegliwości. Czasem chcąc poznać postawę swoich znajomych, zadaję im następujące pytanie: Kto z was mógłby chodzić z łatą albo chociaż z dwoma dodatkowymi szwami nad kolanem? Większość zagadniętych reaguje w taki sposób, jakby to mogło zrujnować ich perspektywy życiowe. Łatwiej zdecydowaliby się pokuśtykać do miasta ze złamaną nogą niż w rozerwanych spodniach. Często bywa, że gdy mężczyzna zrani się w nogę, leczy ją, natomiast jeśli podobne nieszczęście przydarzy się nogawkom jego spodni, nie dba o ich zacerowanie. Nie liczby się bowiem z tym, co naprawdę godne szacunku, lecz z tym, co szanowane. Niewielu znamy mężczyzn, wiele zaś surdutów i spodni. Gdyby stracha na wróble ubrać w czyjąś najnowszą odzież, a właściciela postawić obok nago, któż nie ukłoniłby się przede wszystkim strachowi? (s. 43-44)
  2. Chyba nigdy nie powinniśmy się starać o nowe ubranie, choćby stare było w strzępach, dopóki tak sobą nie pokierujemy, nie postawimy przed sobą takich zadań albo nie pożeglujemy tak daleko, że w starym staniemy się nowymi ludźmi, i dopiero wtedy przywdziejemy nowe, aby się nie czuć jak młode wino w starych butelkach. (s. 45)
  3. Awangardowe małpy w Paryżu włożyły podróżną czapkę i już wszystkie małpy w Ameryce robią to samo. (s. 47)
  4. Wielu ludzi do śmierci nęka opłata czynszu za większe i bardziej luksusowe skrzynie, a przecież nie zamarzliby na śmierć w takiej jak ta przy torach. (s. 50)
  5. Ceną zaś rzeczy jest ilość tego, co nazwałbym życiem, które należy za nią wymienić - natychmiast albo w ostatecznym rozrachunku. (s. 52)
  6. Nasze domy bowiem, są taką nieporęczną nieruchomością, że często stajemy się bardziej ich więźniami aniżeli mieszkańcami. (s. 54)
  7. Większość ludzi chyba nigdy się nie zastanawiała, czym jest dom. Są oni naprawdę biedni przez całe życie - choć to całkiem zbyteczne - uważają bowiem, że muszą mieć taki dom, jakiego właścicielem jest ich sąsiad. To tak, jak gdyby ktoś miał nosić płaszcz skrojony wyłącznie według gustu krawca albo ktoś inny stopniowo przestając nosić kapelusz z palmowych liści czy czapkę ze skórki świstaka, narzekał na ciężkie czasy, bo nie stać go na kupno korony! (s. 56)
  8. Pewien znajomy tak do mnie powiedział: “Dziwię się, że nie odkładasz pieniędzy. Tak lubisz podróżować, mógłbyś wsiąść w kolej, pojechać dziś do Fitchburga i obejrzeć sobie okolicę.” Ależ jestem na to za mądry. Przekonałem się, że najszybciej podróżuje się pieszo. Toteż odpowiadam mu: “Może spróbujemy, kto prędzej tam dotrze. Odległość wynosi trzydzieści mil, opłata dziewięćdziesiąt centów. To prawie dzienny zarobek. Pamiętam, kiedy robotnicy przy budowie tej właśnie kolei zarabiali sześćdziesiąt centów dziennie. A zatem ruszam teraz pieszo i dotrę tam przed nocą; podróżowałem już w tym tempie przez tydzień. Tymczasem ty zarobisz na swój bilet i przyjedziesz tam jutro albo może dziś wieczorem, jeśli będziesz miał szczęście w porę dostać pracę. Zamiast iść do Fitchburga, będziesz pracował tu przez większą część dnia. Myślę, że gdyby kolej okrążała świat, wciąż bym cię wyprzedzał. A co się tyczy oglądania okolicy i przeżywania tej podróży, twoją znajomość sprawy będę musiał całkowicie zignorować”. (s. 72)
  9. Człowiek, który wędruje samotnie, może wyruszyć choćby dzisiaj, natomiast ten, kto podróżuje z towarzyszem, musi czekać, aż tamten będzie gotowy do drogi, co może długo potrwać. (s. 90)

Gdzie żyłem i po co

  1. Zamieszkałem w lesie, albowiem chciałem żyć świadomie, stawać w życiu wyłącznie przed najbardziej ważkimi kwestiami, przekonać się, czy potrafię przyswoić sobie to, czego może mnie życie nauczyć, abym w godzinie śmierci nie odkrył, że nie żyłem. Nie chciałem prowadzić życia, które nim nie jest, wszak życie to taki skarb; nie chciałem też rezygnować z niczego, chyba że było to absolutnie konieczne. Pragnąłem żyć pełnią życia i wysysać z niego całą kwintesencję, żyć tak śmiało i po spartańsku, aby wykorzenić wszystko, co nie jest życiem, aby zbierać bogaty plon i dosięgnąć sedna, aby zapędzić życie w kozi róg i uprościć je do najskromniejszych potrzeb. A gdy okaże się podłe, cóż, wówczas wyssać z niego całą prawdziwą nikczemność i pokazać ją światu; gdy zaś okaże się wzniosłe, poznać je z doświadczenia, aby móc zdać z niego uczciwą relację w następnej wędrówce. Wydaje mi się bowiem, że większość ludzi jest dziwnie niepewna, czy życie pochodzi od diabła, czy od Boga, i niejako pochopnie wyciągnęła wnioski, że głównym celem człowieka na tym świecie jest “chwalić i wielbić Pana oraz wiernie Mu służyć”. (s. 108)

Lektura

  1. Człowiek, każdy człowiek, widząc srebrnego dolara, zboczy znacznie z drogi, ażeby go podnieść, natomiast mija wybite na swojej drodze złotymi zgłoskami słowa wypowiedziane przez największych mędrców starożytności, których mądrość potwierdziły następne stulecia, i uczy czytać tylko łatwą lekturę, elementarze i podręczniki, a gdy ukończy szkołę - Drobne lektury i książki z opowiadaniami dla chłopców i początkujących uczniów. Nasza lektura, rozmowy i sposób rozumowania pozostają na bardzo niskim poziomie, godnym Pigmejów albo karłów. (s. 124)

Dźwięki

  1. Nie był to czas, który należałoby odjąć z mojego życia, lecz dodany do niego i o wiele bogatszy. Zdałem sobie sprawę z tego co ludzie Wschodu rozumieją przez kontemplację i zaniechanie zajęć. [o pozornym nic nierobieniu] (s. 128)
  2. Przynajmniej tę przewagę miałem w swoim sposobie życia nad tymi, którzy zmuszeni byli szukać rozrywek za granicą, w towarzystwie czy teatrze, że samo moje życie stanowiło dla mnie rozrywkę i zawsze miało mi coś nowego do zaoferowania. (s. 130)

Samotność

  1. Nic nie zdoła wtrącić prostodusznego i dzielnego człowieka w otchłań pospolitego smutku. (s. 149)
  2. W samej Naturze znajduję przemiłe i dobroczynne towarzystwo - w głuchym kapaniu kropel, w każdym dźwięku i widoku wokół domu - bezgraniczną, niewytłumaczalną życzliwość, która niespodzianie zaczęła mnie pokrzepiać niby atmosfera, aż korzyści, jakie według swoich wyobrażeń mógłbym czerpać z towarzystwa człowieka, stały się nieistotne i od tego czasu nigdy nie powróciłem do nich myślą. Każda igiełka sosny wzbierała i nabrzmiewała sympatią i okazywała mi przyjaźń. Tak wyraźnie uświadomiłem sobie, że otacza mnie coś pokrewnego, że istnieje to nawet w scenach, które przywykliśmy nazywać gwałtownymi i strasznymi, że najbliższe więzy krwi i człowieczeństwa nie łączą mnie z żadną osobą ani mieszkańcem miasteczka, iż pomyślałem: nigdzie i nigdy nie będę się już czuł obco. (s. 149 - 150)
  3. Nawet największy wysiłek nóg niewiele przybliży do siebie dwa umysły. (s. 151)
  4. Przebywanie przez większość czasu w samotności wychodzi mi na zdrowie. Towarzystwo, nawet najlepszy, po niedługim czasie nuży i rozprasza. Uwielbiam być sam. Nigdy nie poznałem towarzysza, który byłby tak towarzyski jak samotność. Gdy jedziemy za granicę i obracamy się wśród ludzi, bywamy przeważnie bardziej samotni, aniżeli wówczas gdy pozostajemy we własnych mieszkaniach. Człowiek, który rozmyśla czy pracuje, zawsze jest sam, przeto uszanujmy jego wolę. Samotność nie mierzy się w milach oddzielających człowieka od jego braci. Prawdziwie pracowity student jednego z tłocznych uli Cambridge College jest samotny niby derwisz na pustyni.Farmer może przez cały dzień pracować sam na polu czy w lesie, kopiąc motyką lub rąbiąc drwa, i bynajmniej nie musi się czuć samotny, albowiem ma zatrudnienie; gdy jednak wraca wieczorem do domu, nie trafi usiąść sam w pokoju na łasce swoich myśli, lecz musi przebywać tam, gdzie ma “na widoku swoją rodzinę”, gdyż tylko wówczas odpocznie i - jak mu się zdaje - wynagrodzi sobie całodniową samotność; dlatego też dziwi się, jak to możliwe, aby student przebywam sam w domu przez cały wieczór i większą część dnia, nie odczuwając nudy ani chandry; aliści nie zdaje sobie sprawy z tego, że ówże student właśnie w domu pracuje na swoim polu i rąbie drwa w swoim lesie, podobnie jak farmer w swoim, potem zaś szuka takiego samego odpoczynku jak ten ostatni,m z tym że może w bardziej stężonej formie. (s. 153)
  5. Towarzystwo to przeważnie rzecz tandetna. Spotykamy się po bardzo krótkich przerwach, kiedy upłynęło jeszcze zbyt niewiele czasu, abyśmy mogli zyskać dla siebie jakąś nową wartość. Spotykamy się trzy razy dziennie przy posiłkach i częstujemy nawzajem nową odmianą tego samego spleśniałego sera, którym sami jesteśmy. Aby te częste spotkania były znośne, aby nie dochodziło do otwartej wojny, musieliśmy ustanowić pewien zestaw zasad nazywany etykietą i dobrymi manierami. Spotykamy się na poczcie, na wieczorku towarzyskim i co wieczór przy kominku; żyjemy w ciasnocie, wchodzimy sobie w drogę i potykamy się o siebie, tracąc tym samym, mam wrażenie, po trosze wzajemny szacunek. Rzadsze spotkania z pewnością zaspokoiłyby naszą potrzebę utrzymywania ważnych i serdecznych kontaktów. Weźmy robotnice fabryczne - nigdy same, prawie nigdy nie pogrążone w marzeniach. Lepiej by było, gdyby na jedną milę kwadratową przypadał tylko jeden człowiek, podobnie jak tu, gdzie ja mieszkam. O wartości człowieka nie stanowi jego skóra, toteż nie musimy go dotykać. (s. 153 - 154)

Goście

  1. Myślom potrzeba przestrzeni, aby mogły złapać wiatr w żagle i przed dotarciem do portu popłynąć jednym czy dwoma kursami. Zanim kula twojej myśli dosięgnie ucha słuchacza, musi zapanować nad odrzutem w bok i rykoszetem oraz obrać ostateczny i stały tor, albowiem w przeciwnym razie może słuchaczowi przeorać bok głowy. Wypowiadane przez nas zdania również potrzebowały przestrzeni, aby w przerwie mogły się rozwinąć i uformować w kolumny. Między jednostkami, podobnie jak między narodami, muszą istnieć odpowiednio szerokie naturalne granice, a nawet spory pas ziemi neutralnej. Rozmowa z towarzyszem, który stał po przeciwnej stronie stawu, była dla mnie niezwykłym luksusem. W domu przebywaliśmy tak blisko siebie, że nie potrafiliśmy zacząć słuchać - nie umieliśmy mówić dostatecznie cicho, aby być słyszanym; podobnie jak dwa kamienie rzucone w spokojną wodę tak blisko siebie, że ich kręgi fal się zderzają. Jeśli jesteśmy ledwie gadatliwymi i hałaśliwymi rozmówcami, możemy pozwolić sobie na to, by stać bardzo blisko siebie - głowa przy głowie - i czuć wzajemne swoje oddechy; gdy jednak nasze wypowiedzi są powściągliwe i głęboko przemyślane, chcemy się znajdować dalej od siebie, ażeby całe zwierzęce ciepło i wilgoć miały szansę z nas wyparować. (s. 158)
  2. Jeśli człowiek żyje, zawsze istnieje niebezpieczeństwo jego zejścia z tego świata, aczkolwiek na wstępie należy uznać, że owo niebezpieczeństwo jest proporcjonalnie mniejsze w wypadku człowieka, który pozostaje martwy za życia. (s. 170)

Miasteczko

  1. Dopiero gdy zabłądzimy, czyli innymi słowy, zgubiwszy drogę, zgubimy się na tym świecie, zaczynamy naprawdę odnajdywać siebie i zdawać sobie sprawę z naszego położenia i z nieskończonej liczby naszych związków. (s. 189)
  2. Jestem przekonany, że gdyby wszyscy ludzie żyli w takiej prostocie jak ja nad stawem, nie znano by złodziejstwa ani rabunku. Istnieją one tylko w społeczeństwach, w których kilku posiada więcej aniżeliby im wystarczyło, podczas gdy reszta ma mniej, niż należy. (s. 190)

Stawy

  1. Owoce nie ofiarowują swojego prawdziwego smaku tym, którzy je kupują albo zbierają na sprzedaż. (s. 191)

Farma Bakera

  1. Nie używam herbaty, kawy, masła, mleka ani świeżego mięsa, toteż nie muszę na nie pracować, a nie pracując ciężko, nie muszę dużo jeść, żywność zatem prawie nic mnie nie kosztuje. Tymczasem jeśli on zaczyna od herbaty, kawy, masła, mleka i wołowiny, musi pracować ciężko, aby móc za nie zapłacić, a pracując ciężko, musi z kolei dużo jeść, aby podreperować straty w organizmie - toteż nie ma żadnej różnicy, a właściwe jest wielka, albowiem rozgoryczony, marnuje życie, wdając się w ten interes. (s. 221)
  2. Chodź na ryby i poluj wszędzie dookoła, dzień po dniu, zataczaj coraz szersze kręgi i bez obawy zażywaj odpoczynku nad wielu strumieniami i przy paleniskach. […] Wstawaj wolny od trosk przed świtem i poszukuj przygód. Niech południe zastanie cię nad innymi jeziorami, a noc zaskoczy gdziekolwiek, gdzie będziesz się czuł jak w domu. Nie istnieją pola większe od tutejszych ani zajęcia bardziej godne aniżeli te, które można tutaj uprawiać. Rośnij dziko, zgodnie ze swą naturą, podobny do owych turzyc i zarośli, które nigdy nie zmieniają się w angielską trawę. Niechaj grzmot się przetacza - cóż, jeśli grozi zniszczeniem zbiorów farmera? Wszak nie przychodzi w tej sprawie do ciebie. Schroń się pod chmurą podczas gdy inni uciekają na wozy i do szop. Niechaj zapewnienie sobie środków do życia nie będzie twoim zawodem, lecz rozrywką. Ciesz się ziemią, nie posiadaj jej jednak na własność. Z braku inicjatywy i wiary ludzie są tam, gdzie są, sprzedają i kupują, pędzą życie niewolników. (s. 223)
  3. Do domu powinniśmy wracać z dalekich stron, po przeżyciu przygód i pokonaniu niebezpieczeństw, po zrobieniu codziennie nowych odkryć - powinniśmy wracać z nowymi doświadczeniami i właściwościami. (s. 224)
  4. Biedak, który ma wyłącznie własny horyzont, który urodził się, aby żyć w ubóstwie, spadkobierca irlandzkiej biedy i marnego życia, ze swoją Adamową babką i zabagnionym sposobem bycia nie stanie na nogi w tym świecie - ani on, ani jego potomkowie, dopóki u brodzących, płetwowatych, brnących przez torfowiska stóp nie wyrosną im skrzydła jak Merkuremu. (s. 224)

Szczytne zasady

  1. Podobnie jak większość ludzi, znajduję w sobie pociąg zarówno do wznioślejszego - czy inaczej mówiąc - duchowego życia, jak i do sfery prymitywnej i dzikiej, lecz obie jednakowo poważam. Kocham dzikość nie mniej niż dobro. Wciąż pociąga mnie łowienie ryb, albowiem towarzyszy mu atmosfera żywiołowej przygody. Niekiedy lubię spędzić dzień podobnie jak zwierzęta, aby brać życie garściami. (s. 225)
  2. Uważam, że jedyny napój mądrego człowieka stanowi woda. Wino nie jest już tak szlachetnym płynem, a po myśleć, że nadzieje poranka można zniweczyć filiżanką ciepłej kawy, wieczoru zaś - filiżanką herbaty! Och, jakże nisko upadam, gdy dam im się skusić! (s. 232)
  3. Za największą wadę pospolitej i czasochłonnej pracy uważam fakt, że zmusza ona do równie pospolitego jedzenia i picia. (s. 232)
  4. Wedy głoszą, iż “tylko przez panowanie nad namiętnościami i zmysłami ciała oraz przez dobre uczynki dane jest nam się zbliżyć myślą do Boga”. (s. 234)
  5. Szczęśliwy ten, który wyznaczył należyte miejsce / Bydlętom swym i myśli własnych las przetrzebił wielce! (s. 234)
  6. Mądrość i czystość biorą się z wysiłku, niewiedza i zmysłowość - z lenistwa. (s. 235)

Staw w zimie

  1. Gdybyśmy znali wszystkie prawa Natury, potrzebowalibyśmy tylko jednego faktu lub opisu jednego rzeczywistego zjawiska, aby w tym punkcie móc wyciągnąć wnioski co do wszystkich konkretnych wyników. Teraz znamy tylko kilka praw i wynik, jaki uzyskujemy, wypaczony jest oczywiście nie przez zakłócenia czy nieregularności w Naturze, lecz przez naszą nieznajomość podstawowych danych potrzebnych w obliczeniach. Nasze pojęcia o prawie i harmonii ograniczają się na ogół do tych przypadków, które dostrzeżemy; tymczasem harmonia, która wynika z daleko większej liczby pozornie sprzecznych, acz w rzeczywistości współdziałających praw nie odkrytych przez nas, jest jeszcze bardziej doskonała. Poszczególne prawa są jak nasze punkty widzenia, podobnie jak zarys góry zmienia się dla wędrowca z każdym jego krokiem i góra ma nieskończoną liczbę profili, aczkolwiek tylko jedną formę. Przedzielona rozpadliną czy przewiercona, nie jest już pojmowana jako całość. (s. 301)
  2. Myśli nasze przeważnie lawirują wzdłuż brzegu, na którym nie ma przystani, są obeznane tylko z zakolami zatoczek poezji albo sterują ku publicznym portom i gromadzą się w suchych dokach nauki, gdzie jedynie przywracają się do stanu użyteczności dla tego świata, a naturalne prądy zdolne je indywidualizować nie mają do nich dostępu. (s. 302)

Zakończenie

  1. W ogóle ludzie współcześni jesteśmy intelektualnymi karłami w porównaniu z ludźmi żyjącymi w starożytności czy w epoce elżbietańskiej. Jaki wszelako ma to związek z tematem? Lepszy żywy lew aniżeli martwy lew. Czy człowiek ma się powiesić, tylko dlatego że należy do rasy Pigmejów? Czy zamiast tego nie powinien się stać możliwie największym Pigmejem? niech każdy pilnuje swojego nosa i stara się być tym, kim został stworzony. (s. 333)
  2. Dlaczego mamy z takim pośpiechem pędzić ku sukcesowi, czy podejmować takie rozpaczliwe przedsięwzięcia? Jeżeli człowiek nie dotrzymuje kroku swym towarzyszom, może dzieje się tak dlatego, że słyszy dźwięki wybijane przez innego dobosza? Przeto niechaj kroczy w rytm jego bębna, choćby najbardziej miarowy czy daleki. Rzecz nie polega na tym, aby dojrzewać tak szybko jak jabłoń czy dąb. Czy człowiek ma zamienić swoją wiosnę w lato? Jeżeli porządek rzeczy nie dorównuje jeszcze kondycji, do której nas stworzono, jaką rzeczywistością możemy go zastąpić? Nie będziemy rozbitkami próżnej i bezowocnej rzeczywistości. Czy mamy zadać sobie trud i wznieść nad sobą niebo z lazurowego szkła, jeśli wiadomo, że skoro to uczynimy, nadal będziemy wypatrywać prawdziwego eterycznego nieba daleko wyżej, jak gdyby tego szklanego wcale nie było? (s. 333)
  3. Szukający dziury w całym wyraża swe niezadowolenie nawet w raju. Trzeba kochać swoje życie niezależnie od jego nędzy. Nawet w przytułku można przeżyć miłe, wzruszające i wspaniałe godziny. Zachodzące słońce odbija się w oknach przytułku tak samo jasno jak w rezydencji bogacza i śnieg na progu topnieje wiosną tak samo szybko. Wydaje mi się, że spokojna dusza może żyć tam zadowolona i radosna, jak w pałacu. Często mam wrażenie, że biedni w mieście prowadzą najbardziej niezależne życie ze wszystkich ludzi. Może są dostatecznie wielcy, aby bez obawy brać od innych. Większość sądzi, że jest wyższa ponad to, aby utrzymywało ją miasto, ale częściej się zdarza, że nie ma nic przeciwko utrzymywaniu się środkami nieuczciwymi, co wydaje się bardziej haniebne. Kultywujemy ubóstwo podobnie jak zioło hodowane w ogrodzie, jak szałwię. Człowiek nie powinien specjalnie dbać o zdobywanie nowych rzeczy: ani odzieży, ani przyjaciół. Powinien się zwracać ku rzeczom posiadanym, wciąż do nich powracać. Rzeczy się nie zmieniają, to my się zmieniamy. Należy sprzedawać odzież, a zachowywać myśli. Bóg zrozumie, że człowiek nie potrzebuje społeczeństwa. Gdybym całymi dniami musiał niby pająk mieszkać w kącie na strychu, świat byłby dla mnie wciąż tak samo rozległy, pozostawałbym bowiem wśród swoich myśli. Zdaniem pewnego filozofa: “Gdy armię składającą się z trzech dywizji pozbawi się generała, zapanuje w niej nieład; natomiast człowiekowi najwięksi nędznicy i prostacy nie mogą odebrać myśli”. Nie powinno się z taką niecierpliwością poszukiwać dróg rozwoju ani podporządkowywać wielu zniewalającym wpływom - to wszystko powoduje rozproszenie. Pokora, podobnie jak ciemność, odsłania niebiańskie światła. Wokół nas gromadzą się cienie ubóstwa i małoduszności, lecz “oto przed okiem naszym ściele się świat szeroko”. Dobrze byłoby, abyśmy pamiętali, że gdyby nawet obdarzono nas bogactwem Krezusa, zarówno cele nasze, jak i środki powinny pozostać zasadniczo te same. Nadto, jeśli ubóstwo ogranicza działanie człowieka, jeśli na przykład, nie może on kupować książek i gazet, zakres jego doświadczeń i przeżyć zawęża się do tych najbardziej istotnych i żywotnych; zmuszony jest wówczas obcować z materią, która wytwarza najwięcej cukru i skrobi. Życie najbliższe swej istocie smakuje najlepiej. Broni się człowiek przed błahością. Nikt na niższym poziomie nigdy nie traci na skutek wspaniałomyślności na wyższym. Nadmierne bogactwo pozwala kupować jedynie to, co zbyteczne. Potrzeby duchowe zaspokaja się bez pieniędzy. (s. 336)
  4. Rozkoszuję się swoją sytuacją, tym, że nie kroczę w pysznym i paradnym pochodzie, wystawiony na widok publiczny, podążam atoli krok w krok - jeśli wolno - z Budowniczym wszechświata: rozkoszuję się tym, że nie żyję w naszym niespokojnym, nerwowym, rozbieganym, trywialnym dziewiętnastym stuleciu, tylko stoję albo siedzę, rozmyślając, podczas gdy czas sobie przemija. (s. 336 - 337)
  5. Większość z nasz nie wryła się w głąb ziemi nawet na sześć stóp ani nie wykonała skoku na podobną wysokość. Nie wiemy, gdzie pędzimy egzystencję. Nadto prawie połowę naszego czasu twardo przesypiamy. Mimo wszystko jednak uważamy siebie za ludzi mądrych i na zewnątrz trzymamy się ustalonego porządku. Zaiste, głębocy z nas myśliciele i ambitne duchy! Gdy stoję nad owadem, który wędruje między igłami sosny wśród leśnego podszycia, usiłując się skryć przed moim wzrokiem, i pytam sam siebie, dlaczegóż chce pielęgnować swoje skromne myśli i chować przede mną głowę, choć mógłbym może zostać jego dobroczyńcą i podzielić się z gatunkiem owadów jakimiś podnoszącymi na duchu wiadomościami, przypomina mi się większy Dobroczyńca i wyższa Inteligencja, stojąca nade mną, owadem ludzkim. (s. 338 - 339)