[…] ujmujący jak niedźwiedź, nieufny jak wenecjanin, zazdrosny jak Maur […]
(H. Balzac - Stracone Złudzenia, s. 103)
Wołu należy cierpliwa orka, ptakowi szybowanie bez troski
(s. 39)
Pomknął zostawiając Dawida na pastwę wzruszenia, które odczuwamy tak pełno jedynie w tym wieku, zwłaszcza w położeniu tych dwóch młodych łabędzi, którym życie prowincjonalne nie podcięło jeszcze skrzydeł.
(s. 43)
Jakkolwiek ksiądz Niollant wciąż upominał uczennicę, aby starała się zachować tym więcej skromności i prostoty, im więcej posiada wiedzy i nauki, panna de Nègrepelisse nabrała znakomitego mniemania o sobie, a równocześnie powzięła głęboką pogardę dla ludzkości. Widując w swym otoczeniu jedynie ludzi niższych, prześcigających się w usłużności, nabrała wyniosłego tonu wielkich pan, nie mając równocześnie słodkiej ich obłudy. Głaskana w swych próżnościach przez księdza, który podziwiał w niej siebie - jak autor podziwia się w swoim dziele - nie miała na swoje nieszczęście żadnego punktu porównawczego, który by jej ułatwił wyrobienie sądu o sobie. Brak towarzystwa jest jednym z największych niebezpieczenstw życia wiejskiego. Nie mając sposobności zadawać sobie dla drugich przymusu nakładanego formami i strojem, traci się zwyczaj krępowania się dla kogokolwiek. Wszystko wówczas wypacza się w koncu, i forma i treść. Z czasem śmiałość poglądów panny Nègrepelisse, nie złagodzona obyciem towarzyskim, zaczęła przebijać w jej wzięciu, w jej spojrzeniu; nawykła do owej zbytniej swobody, która zrazu ma urok oryginalności, ale z którą jest do twarzy tylko awanturnikom. Tak więc to wychowanie, którego kanty byłyby się wygładziły w wielkim świecie, musiał z czasem okryć ją śmiesznością w Angoulême, z chwilą gdy wielbiciele przestaliby ubóstwiać jej wady, które są wdziękiem jedynie w młodości.
(s. 49-50)
Często, spotykając Monteskiusza z motyką na ramieniu i w szlafmycy, goście przybywający do La Brède brali go za ogrodnika
(s. 80-81)
Szlachcic ów odznaczał się ubóstwem myśli wahającym się pomiędzy nieszkodliwą nicością, która jest jeszcze w stanie coś zrozumieć, a wyniosłą głupotą, któa nie chce niczego uznać ani niczemu dać się przekonać. […] Pozostanie z kimś sam na sam przyprawiało go o jedyną troskę, jaka mąciła spokój jego roślinnego życia; wówczas bowiem zmuszony był szukać czegoś w bezmiarze swej wewnętrznej próżni. Najczęściej ratował się z kłopotu wracając do naiwnych obyczajów dziecięctwa: po prostu myślał głośno, wtajemniczał słuchacza w najdrobniejsze szczegóły swgo życia; wypowiadał swoje potrzeby, swoje wrażenia, które dla niego były czymś na kształt myśli. Nie mówił o deszczu ani o pogodzie; nie wpadał w owe pospolite ogólniki, które stanowią ucieczkę głupców; przeciwnie, poruszał najpoufniejsze sprawy istnienia: “Żona namówiła mnie dziś rano na cielęcinę, którą sama bardzo lubi, i dziwnie mi teraz nieswojo na żołądku […].”
(s. 93-94)
Kobieta, która uchodzi na prowincji za ładną, w Paryżu nie zwraca najmniejszej uwagi, jest bowiem ładna tylko na zasadzie przysłowia: “W królestwie ślepych jednooki królem”.
(s. 200)
[…] ubranie zaś trzymało mu się na ciele za pomocą tajemnicy równie nieprzeniknionej jak tajemnica niepokalanego poczęcia.
(s. 347)
Jedni pochodzą od Abla, drudzy od Kaina - rzekł na zakończenie kanonik. - Ja jestem krwi mieszanej: jestem Kainem dla wrogów, Ablem dla przyjaciół.
(s. 757)
Przyjaźń wybacza błąd, odruch namiętności; ale musi być nieubłagana dla rozmyślnego handlu duszą, mózgiem i myślą.
(s. 277)
Można się czuć dobrze, jedynie wśród równych sobie, wszędzie indziej jest tylko męka.